Podróżując zazwyczaj szukamy miejsc pięknych przyrodniczo. Celem naszych wędrówek są łąki, góry i inne obiekty przyrodnicze, często parki narodowe i rezerwaty. Świadomie ominęliśmy stolicę kraju jak i popularne cele wycieczek. Najbardziej chcieliśmy zobaczyć w Rumunii?
Cel -zobaczyć kilka parków narodowych i rezerwatów przyrody. Njabardziej zależało nam na Delcie Dunaju oraz błotnych wulkanach. W planach mieliśmy także rezerwat Żywego Ognia – Focul Viu. Celowo omijaliśmy miasta i sztandarowe atrakcje Rumunii typu zamek Draculi. Nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, co mieliśmy w planie – a to dlatego, że na jedna atrakcje było za wcześnie a na inne za późno. Np jeżeli chodzi o kwitnienie Paeonia tenuifolia – trochę się spóźniliśmy i zrobiliśy zdjęcia przekwitniętych kwiatów.
Rezerwat Rapa Rosie – widzieliśy tylkoz daleka, gdyż droga prowadząca do niego była tak błotnista, że baliśmy się, iż samochód się zakopie. Poza tym druga droga prowadząca w podobnym kierunku zostaął zamknięta.
Oto lista:
- wulkany błotne – ewenement na skalę europejską
- delta Dunaju – raj dla ornitologów
- rezerwat Czerwony Wąwóz Râpa Roşie
- rezerwat Dzikiej Peonii Wąskolistnej
- Trasa Transfogaraska przecinająca Góry Fogaraskie
- W planach był także rezerwat żywego ognia Focul Viu.
Jak przebiegała nasza – dniowa podróż?
.05.2017 Wyjechaliśmy z Łodzi
Nocleg mieliśmy zaplanowany w Starym Sączu, jednak na miejscu się okazało, że kempingu nie ma – spaliśmy w samochodzie na leśnym parkingu w Starym Sączu. Pamiętam, jak od lasu słyszałam głos tatbije zbił,. Dawno nie słyszałam głosu tego ptaka.
Wyruszyliśmy w stronę Rumunii
Szybko minęliśmy Słowację oraz Węgry. Z tej drogi pamiętam zielone wzgórza Słowacji a na Węgrzech winnice Tokaju oraz bajecznie kolorowe ptaki – żołny. Przekroczyliśy granicę Wegiersko- Rumuńską w … Po stronie rumuńskiej na pierwszej stacji benzynowej zaczepił mnie Cygan- i nachalmnie sprzedawał jakieś perfumy i noże , ale to był jeden jedyny taki przypadek podczas całej poodróży po Rumunii, ale pamiętam pierwszą myśl- że “nieźle” się zaczyna. Ale moje obawy były zupełnie niepotrzebne. Po przekroczeniu granicy udaliśmy się na pierwszą stację benzynową w celu kupienia winiety. Okzało się, że tutaj winiety sa elektoniczne, nie trzeba nic naklejać na szybę. Co za nowoczesność! Pierwzy raz mielsimy z czymś takim do czyniena, Rumunia nas przywitała także widokiem przweróconego kosza na śmieci, z którego wysypała się zawartość. Jednak dalej było już lepiej.
Zbliżał się wieczór i mój Mąż, kóry był kierowcą powiedziął, że się zmęczył jazdą i szulkamu noclegu. Pierwszy kemping, który wybraliśmy na podstawie GPS , na miejscu okazało się, że go nie ma. Wtedy Mariusz, chcąc zrobić mi przyjemność wybrał inny kemping, który na mapie widniał w okolicey zielonego pola. Wiedział, że ja lubię dzike, naturalne tereny i dlatego wybrał ten nocleg. Serpentyny, przepaście, jedziemy w góry , w samo serce Parku Narodowego Apuseni. Park ten nie widniał na naszej liście do zwiedzenia. Jużciemniało, a my byliśmy w górach.Wiem, że Rumunia jest krajem w Europie o największej liczbie niedwiedzi brunatnych i to dodawało powagi sytuacji. Dojechaliśmy na miejsce kempingu. Oczywiście wszystko pozamykane. Tylko jakiś pies szczekał. Nie wiedzieliśmy tylko czy ten kemoing jest już całkowicie zamkniety, czy trafiliśmy przed sezonem i jeszcze nie otwarty, a czy może czy już była za późna pora wieczorowa? Tak czy siak nie mieliśmy noclegu. Podeszliśmy do pierwszego hotelu i cena nas poraziła! GPS pokazywał około 20 miejsc noclegowych w pobliżu. Dzwoniliśy po kolei do każdego. Wszędzie rozmowa była tego typu: “nie ma miejsc” albo częściej: “nie rozmawiamy po angielsku ani niemiecku”
Pozostał mi dosłownie ostatni telefon – jakie było miłe zaskoczenie, że pan mówił po angielsku! I miał wolne miejsca i to w normalnej cenie! Jak była nasza radość! Pensiunea Mama Uța przyjęła nas pod swoje skrzydła! Po raz kolejny przekonałam się, że warto walczyć do końca!Byliśmy bardzo wdzięczni! Na dole pensjonatu był bar o wnętrzu w ciekawym folkowo- kiczowatym stylu.
Następnego dnia wyruszyliśmy w stronę wulkanów błotnych.
Tego dnia też mieliśmy problem z noclegiem, ale udało nam się jakoś znaleźć pokój w miejscowości Monteoru.
W delcie Dunaju spaliśmy w samochodzie na kempingu w Murighiolu.